Protest modlitewny, pomiędzy ewangelizacją a zniszczeniem

Notatki do wystąpienia w Centrum Sztuki Współczesnej, Warszawa, Debata I – Temat: Dlaczego wolność sztuki jest warunkiem demokracji?

Jako otwarcie debaty proponuję zastanowienie się nad jednym z elementów zdarzeń, jakie miały miejsce w CSW, mianowicie nad protestem modlitewnym. Utytułuję to zjawisko roboczo pomiędzy ewangelizacją a zniszczeniem

.

EWANGELIZACJA – jest „dobrą nowiną”. To z reguły krótki komunikat. Niekiedy ewangelizatorzy opuszczają swoja bezpieczną przestrzeń sacrum, strefę środowiskową ludzi wierzących, aby wyjść w przestrzeń publiczną, obojętną wobec wiary, czy niekiedy nawet wrogą wierzącym, aby głosić „dobrą nowinę”. Informują napotkanych ludzi (poprzez ulotki, napisy, pieśni, przemówienia) „Jezus żyje”, Jezus Cię Kocha”, „Bóg jest Miłością”, Bóg jest i dziś jeszcze chce zmienić Twoje życie”.

.

Niekiedy publiczna ewangelizacja związana jest ze świadectwem. Świadectwo ma być według szkoły nowej ewangelizacji krótkie, jasne, radosne i skoncentrowane na Chrystusie.

.

Ewangelizacja jest nieskuteczna bez modlitwy. Modlitwa jest warunkiem skuteczności ewangelizacji. Zawsze ją poprzedza, niekiedy jest połączona z publiczną modlitwą, ale głównym elementem ewangelizacji jest dialog. Rozmawianie z napotkanymi ludźmi o wierze, używanie ulotek. Rozmawianie niekiedy też językiem sztuk wizualnych: pantomima, muzyka, transparenty, napisy.

.

 

 

PROTEST modlitewny

Modlitwa publiczna jest nieodłącznym elementem chrześcijaństwa. Moim zdaniem protest modlitewny zaczyna się już wówczas gdy do modlitwy dołączony zostaje wyraźny element niezgody na jakiś element rzeczywistości. Chyba, na największą skalę obecnie mamy z tym do czynienia pod klinikami aborcyjnymi. Odnalazłam następujące aspekty takich działań.

 

 

.

Protest modlitewny pod klinikami aborcyjnymi

 

.

Modlitwa prosząca o cud powstrzymania grzechu zabójstwa – z samą tylko informacją „módl się, tutaj jest klinika aborcyjna”

.

Modlitwa towarzysząca dialogowi z osobami wchodzącymi do kliniki. Kobiety w tym momencie przeżywają silny moment decyzyjny i można je w tym momencie, przy nadprzyrodzonym wsparciu modlitwy odwieść od zamiaru aborcji. Jedne osoby zwracają się do Boga, informując jednocześnie osobę „Modlimy się za cienie”. Inne zaś informują „możemy ci pomóc”. Padają konkretne propozycje. Wesprzemy cię finansowo jeżeli tu masz problem, pomożemy adoptować to dziecko, tylko go nie zabijaj itd.

Modlitwa wspierająca protest żądający likwidacji kliniki w jakiejś okolicy, lub protest domagający się zmiany prawa na korzystniejsze dla obrony życia. Niekiedy używane są w nim plansze informacyjne, napisy na koszulkach, sztandary itd.

Modlitwa taka niekiedy jest bardzo dobrze zorganizowana jak wieloletni projekt „Od oceanu do Oceanu”, gdzie ikona Matki Bożej Częstochowskiej towarzyszy grupie modlącej się pod klinikami aborcyjnymi na całym świecie.

Niektóre kraje wprowadziły już zakaz modlitwy w określonym obszarze wokół klinik np. 100 metrów od kliniki. Są mandaty i kary za przekraczanie tej strefy. Pewna kobieta w kanadzie jest już recydywistką tego przekraczania, „Linda Gibbons była niejednokrotnie aresztowana za cichą modlitwę przed klinikami aborcyjnymi w Toronto. Dwa lata temu wyszła z więzienia, gdzie odsiadywała karę 28 miesięcy pozbawienia wolności za podobną aktywność. Sąd kanadyjski w 1994 r. wydał nakaz, by 170-metrowa strefa wokół klinik aborcyjnych w Toronto była niedostępna dla obrońców życia. Osiem z ostatnich 15 lat pani Gibbons spędziła w więzieniu za łamanie tego prawa.” (wiara.pl)

.

Protest modlitewny przed galeriami sztuki

Jest to o wiele rzadszy niż przed klinikami aborcyjnymi rodzaj protestu modlitewnego. Ma swoje liczne analogie. Przykładem mogą być protesty organizacji TFP „America Needs Fatima” przed galerią w Nowym Jorku (The Edward Tyler Naham gallery) w listopadzie 2012 gdzie wystawiono fotografię „Piss Christ” Andresa Serrano. Pod galerią stało wówczas ok. 50 osób, trzymających transparenty z napisami „Przestańcie bluźnić naszemu Bogu”. A także z napisani „Reparation” – (wynagrodzenie, zadośćuczynienie) Bogu za zniewagę. 

.

Argumentacja pionowa i pozioma w protestach przed galeriami sztuki

Argumentacja pozioma dotyczy relacji międzyludzkich. Inne niż „obraza uczuć” (nie obrażaj mnie, moich uczuć religijnych, bo popamiętasz) argumenty w „wymiarze poziomym”, dotyczą przykazań Bożych od czwartego (czcij ojca swego i matkę swoją – nie obrażaj wiary ojców, tradycji narodowej, symbolu polskości, za to umierali nasi ojcowie), nie zabijaj (nie ośmieszaj tego za co ginęli nasi ojcowie, nie przyprawiaj ludzi o szok, nie atakuj ich fizycznie, nie przyprawiaj swoim zachowaniem o śmiertelne choroby), nie kradnij (nie do ciebie należy dobro kultury narodowej, symbole nie są twoją własnością, żebyś robił z nimi co chcesz, nie zawłaszczaj sobie symboliki uświęconej tradycją), nie cudzołóż (nie rozbieraj się przy krzyżu, nie obnażaj się w miejscach świętych, nie mieszaj miłości fizycznej z adoracją Boga, nie sugeruj nieprzyzwoitości), nie pożądaj żony bliźniego swego (nie powoduj pożądania u innych sowim zachowaniem, nie gorsz dzieci przychodzących na wycieczki do galerii). To są wszystko argumenty ważne, można by jeszcze więcej ich przytaczać.

.

Argument amerykański

Jest charakterystyczny motyw występujący we wszystkich protestach w USA „nie rób tego za moje podatki”. Jest to poniekąd słuszny, ale nieco nietrafny argument w kontekście profanacji. Profanacja, jako grzeszny gest przeciwko Bogu, jest zła ZAWSZE, nie tylko kiedy jest za moje pieniądze. Robi ona krzywdę jak każdy grzech przede wszystkim samemu grzesznikowi i nie można głosić „róbcie co chcecie, byle nie za moje podatki”. Lub „Róbcie co chcecie aby tylko nie obrażało moich uczuć”. 

.

Argumentacja pionowa

Jest trudna dla zrozumienia dla tzw. „agnostyków” lub „poszukujących”, ponieważ opiera się na naszym głębokim przekonaniu o fakcie realnego istnienia Pana Boga i mniemaniu że on może być obrażony poprzez profanację jego symbolu lub wizerunku. Symbol to, jak wiemy znak widzialny rzeczywistości niewidzialnej. Bóg jest rzeczywisty i może być przez nas obrażony, stan ten wymaga wynagradzania za grzechy, które Go ranią (plansze z napisami „Repartion”). 

.

ZNISZCZENIE

Dokonywane niekiedy zniszczenie, ma związek ściśle z tym wymiarem pionowym , duchowym wymiarem przyczyny protestu. Osoba niszcząca najczęściej nie należy do grupy modlących się. Na przykład w miejscowości Loveland w USA, gdzie wystawiono w 2010 grafiki Enerique Chagoya, z których jedna uznana została za bluźnierczą (homoseksualny seks oralny z postacią Chrystusa) została zniszczona przez kobietę, kierowcę ciężarówki, która przybyła z daleka. Metalowym narzędziem zniszczyła ona gablotę krzycząc „przestańcie bluźnić mojemu Bogu”. ( http://www.fronda.pl/a/boga-trzeba-bronic-a-nie-uczuc,9981.html?page=4& )

.

Dla tego końcową tezą mojej prezentacji jest, że akty agresji względem dzieł sztuki, których przekaz odebrano jako bluźnierczy nie są po prostu „wandalizmem”, jak Państwo sugerują w zagajeniu do tej dyskusji. Wandalizm to bezmyślne niszczenie bez świadomości znaczeń. Te zniszczenia zaś, o których dziś będziemy mówić wynikają ze znaczeń i są przejawy „protestu pionowego” który osiąga swoje przesilenie właśnie w akcie zniszczenia.

.

 

Maria Patynowska

 

.

.

Uczestnicy – prof. Anna Zeidler-Janiszewska – filozofka, kulturoznawczyni, PAN

 

Maria Patynowska – historyczka sztuki i publicystka, Fronda.pl

 

Jakub Dąbrowski – prawnik i historyk sztuki, specjalista od zagadnień cenzury

 

Iwo Zmyślony – krytyk sztuki i metodolog, Kultura Liberalna; dwutygodnik.com

28 listopada 2013, godz. 18.00

.

.

 

 

Tekst inicjujący dyskusję w CSW, napisany przez organizatorów

.

Zniszczenie „Adoracji” Jacka Markiewicza to drastyczny przypadek naruszenia wolności świata sztuki i próba ograniczenia swobody artystycznej ekspresji. Ten akt wandalizmu nie jest jednak zjawiskiem izolowanym. Podczas niedawnego marszu niepodległości spalono „Tęczę” Julity Wójcik, w krakowskim Teatrze Starym przerwano spektakl Jana Klaty, a w Gdańsku młodemu artyście Jerzemu Szumczykowi postawiono zarzuty za pokazanie pracy na temat gwałtów dokonywanych przez żołnierzy Armii Czerwonej. Po przeszło dekadzie od głośnych wydarzeń – zniszczenia w Zachęcie „Nazistów” Piotra Uklańskiego, dewastacji „La Nona Ora” Maurizio Cattelana oraz wytoczenia procesu Dorocie Nieznalskiej, z całą siłą powracają więc pytania o granice artystycznej wolności oraz jej wartość w polu demokracji.

.

 

 

Czy mamy tu do czynienia wyłącznie ze sporem o sztukę, czy może jednak z konfliktem na dużo głębszym poziomie? Czy stawką jest tutaj wolność świata sztuki, czy może fundamentalne mechanizmy demokracji? Jaka rolę odegrała sztuka w polskiej transformacji ustrojowej lat 90., a jaką rolę ma do spełnienia dzisiaj? Co różni demokrację od tyranii większości? Dlaczego wolność sztuki jest warunkiem demokracji?

.

Film:

http://www.youtube.com/watch?v=tjuiL03Nwj8

Blasphemy on Broadway: Catholics Protest „The Testament of Mary” by Colm Toibin

Dlaczego można, a nawet należy wyrzucać pewne dzieła sztuki na śmietnik

To czego nam obecnie brakuje to śmiałość w selekcjonowaniu dzieł sztuki. Często mamy bałagan w głowach bo nie potrafimy odrzucać.

Nie są żarty, w Polsce jak nie zabory to okupacja, lub inny totalitaryzm. W sumie długo już u nas nie było swobodnego wartościowania wytworów sztuki. Co władza im pokazała, to musieli oglądać. A z drugiej strony opozycja naszym przodkom podpowiadała odruch odwrotny – skoro coś władza pokazywała to ze względu na wstręt do tej władzy należało to omijać. „Tylko świnie siedzą w kinie”. Ani jeden ani drugi klucz wartościowania nie był dobry. Ponieważ ani jeden ani drugi nie był wolny. Nie wynikał on z wolnej woli i obserwacji odbiorcy, który mówił „tak” lub „nie” dziełu sztuki zależnie od tego czy mówi „tak” lub czy mówił „nie” ręce je podającej.

.

Człowiek wychowany w totalitaryzmie nie powie samodzielnie czy coś mu się podoba czy nie. Człowiek wychowany w totalitaryzmie ma blokady przed spontanicznym wartościowaniem sztuki. No bo przecież jak on się wypowie nie tak jak to władza od niego oczekuje, to może stracić prace, pójść do więzienia czy na inny Sybir. Świetnie to widać w jednym z dialogów filmu Rejs „Jak ja mogę powiedzieć czy mnie się ta piosenka podoba czy nie, jak ja ją pierwszy raz słyszę”. Człowiek wychowany w totalitaryzmie musi najpierw zasięgnąć zdania władzy na ten temat (na przykład w jakiejś ważnej gazecie o tym przczytać). W naszych warunkach obecnie tym dyktatorem gustu jest nie kto inny jak Gazeta Wyborcza. Ludzie się już przyzwyczaili do wielu rzeczy łączących się z wolnością, ale jeszcze nie do tego, że mogą tak po prostu wypowiadać się, że im się zachwalany przez main-stream film nie podoba i że nie pójdą za to do paki. Co ja mówię, teraz nie pakują do paki, tylko gorzej, ośmieszają medialnie. Jak ci się kultura nie podoba, to znaczy, że niekulturalny jesteś. 

 

Teraz, przy wolności słowa, można by, jak to słusznie czyni Mirek Salwowski popróbować własnego wartościowania. Ja mam inne, Mirek ma inne, Tomasz Rowiński ma inne kryterium. I Chwała Panu! Cieszmy się tą wolnością słowa, a co za tym idzie wolnością wartościowania, spotykajmy się zaś w pewnych puntach, które w sposób oczywisty będą nas łączyć. Nigdy jednak nie można się krępować np. tym, żeby rezygnować z jakiegoś kryterium, ponieważ niby ono spowoduje odrzucenie zbyt wielu dzieł. A niech tam! Krytykujmy swobodnie. Wolność krytyki sztuki jest ważnym warunkiem dla rozwoju poszukiwań Prawdy.

 

Co tak wkurzyło Gazetę Wyborczą w przypadku Mirka. Była to sama „bezczelność” samodzielności wartościowania. Przecież to oni, Gazeta Wyborcza mają ten dodatek „co jest grane” w którym to oni ustawiają ilość gwiazdek, od razu wartościując co masz myśleć o filmie, jeszcze zanim się na niego wybierzesz. Co więcej, zanim się wybierzesz masz nie tylko liczyć ich gwiazdki, lecz nawet dostajesz małe streszczonko, żebyś już szedł uprzedzony i patrzył przez pryzmat Ich streszczenia. Nie mówiąc już ile filmów, czy nawet ich scenariuszy odrzucono na samym wstępie, kiedy nie miały one nawet szansy zaistnieć! Czasem ginęły już od autocenzury w głowach artystów, którzy spocili się w momencie kiedy śmieli pomyśleć coś co by mogło nie dostać Gazowanej gwiazdki.

 

Jak walczyć z tą oczywistą bezczelnością narzucanych nam z Gaz-góry wartościowań ? Nie kupować, nie wchodzić na gazeta.pl (kiedyś na tym forum była taka fajna ikonka z maską gazową która pokazywała się jak ktoś zalinkował do gazu). To podobno jedna metoda na to.

.

A może nawet lepsza jakaś metoda jest? Można i nalezy próbować robić strony internetowe, a może jak Pan Bóg da, to gazety z niezależnym wartościowaniem. I to zrobił Mirek. Bardzo prosty i chwalebny sposób. Czy trafił wartościując? Zapewne trafił, bo większość filmów obecnie to badziewie, więc trafić nie jest trudno.

.

Trudno to raczej jest znaleźć w kinie coś dobrego. A jak znaleźć? ano, im mniej Gazeta Wyborcza daje gwiazdek, tym to lepsze jest.

 

 

 

Maria Patynowska

Zdaje mi się że Państwo sztukę uważają za Boga

albo artystę uważają za Boga, bo Państwa zdaniem artysta ma być poza wszelkim prawem, artysta wszytko może, natomiast biskup nie może wesprzeć wiernych, dyrektor galerii nie może zamknąć galerii…

 

Dzisiaj opublikowano link do nagrania z dyskusji w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie: oto linkhttp://vimeo.com/80901258

Można odsłuchać półtoragodzinnego, pełnego (z drobnym ucięciem ostatnich minut dyskusji) zapisu.

 

Ta sprawa wymagałaby pełniejszego uporządkowania, na które nie za bardzo teraz mam czas. W sumie uważam to swoje ryzykowne wyjście z frondowego okopu za ciekawe, ponieważ chociaż z jednej strony sprowokowało ono atak dyskutantów, ale też pokazało się z której strony padają strzały i o co tu idzie.

 

Otóż w skrócie idzie o to, kto jest prawodawcą w przestrzeni. Kto jest  „Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec (Ap.22)” i czy prawo polskie uzna że istnieje choć kawałeczek przestrzeni o nazwie „Galeria” gdzie nie panuje prawo, czyli gdzie panuje ulubione krytyka sztuki „Bezprawie”. Przy czym chodzi tu nawet o takie nasze zwykłe polskie prawo.

 

  1. Najbardziej rzuca się w oczy, że „tamta strona” uważa, że teren muzeum, czy galerii jest wyjęty spod wszelkiego prawa. Prawa kulturowego, moralnego, religijnego (nie miał prawa wypowiadać się biskup) jak i prawa państwowego (nie miał prawa dyrektor CSW nie przedłużyć kontrowersyjnej wystawy) Moja odpowiedź (i co ciekawe, wsparł mnie w tym prawnik Jakub Dąbrowski), jest następująca. Nie istnieje taka przestrzeń, która nie podlega żadnemu prawu. Także to co mówiła p. Prof. Zeidler – Janiszewska o przestrzeni autonomicznej i autonomicznym czynie artysty spotkało się z ostrą reakcją dyskutanta, artysty, którego zdaniem również coś takiego nie istnieje. Czyli w sumie, co było dla mnie zaskoczeniem, otrzymałam rzeczowe wsparcie od niektórych dyskutantów. 

    To ciekawe, jakby podążyć, co w sumie „tamta strona” uważa. Czy rzeczywiście nigdy i żaden czyn artysty na terenie CSW nie spotkałby się z ich negatywną oceną moralną, niezależnie od tego co by ten człowiek zrobił. 

    Oczywiście istnieje tu kontrast wrażliwości, jak dla mnie to dzieją się tam od dawna rzeczy niemoralne, lecz czy oni pozwoliliby aby tam ktoś normalnie kogoś zabił, to znaczy np. wbił artysta komuś nóż w plecy. Z tego rozumowania które przedstawiono wynika, że raczej by pozwolili, bo nie widać żadnej granicy moralnego zła, na której artysta miałby się obowiązek zatrzymać. Ideał to artysta – anarchista, „bokser ze szklaną szczęką”. Artysta zadaje ciosy po twarzach, a ty człowieku nie masz prawa go spytać w jakim celu, ani go powstrzymywać, natomiast on ciosu otrzymać nie może, bo jego szczęka jest szklana. 

  2. Potraktowałam to swoje wyjście bardzo poważnie merytorycznie. Nie powiem, żeby odpowiedź jaką mi dano nie była ciekawa, ale była jednak bardziej ideologiczna niż merytoryczna. Czego bym chciała. Żeby skoro już zrobiono coś takiego jak półtoragodzinna dyskusja transmitowana na żywo, tłumaczona na język angielski i transmitowana w centra kultury na świecie, jak i do odbiorców indywidualnych, to być może ich oczekiwania byłyby takie, żeby ktoś ze strony CSW wytłumaczył co tak naprawdę tam zaszło. Obrazy ze sztuką z roku 1500-1700 są ciekawe, ale chyba jakby obok nurtu rozważań.

    Miałam jednak wrażenie, że w pewnej mierze to co słyszę, jest to próba wyprowadzenia mnie z równowagi argumentacją dobrze mi znaną, niemniej nie dotyczącą bezpośrednio tematu (o złym Kościele co się nie zna na sztuce, o księżach pedofilach, o biskupach który stają po stronie wiernych a nie artystów, o mowie nienawiści, o pięści, o zastraszaniu większości przez mniejszość). 

    Chwila moment ! Jaka pięść i jaka większość. Zauważam że sytuacja podczas dyskusji była nieco absurdalna, przychodzi jedna historyczka sztuki z prawicowej strony na ich salę, spokojnie się wypowiada, grzeczniutko. Jeżeli ktoś podnosił głos i wychodził poza argumentację merytoryczną, to był to Iwo Zmyślony, a nie ja. To nie ja wchodzę w emocje. 

  3. Co by powinno się zrobić, żeby ta dyskusja stała się wartościowa. Zorganizowano tę dyskusję na poziomie młodych interpretatorów, pomiędzy środowiskami Fronda.pl – Kultura Liberalna. Tymczasem ja nadal bym chciała porozmawiać z artystą Jackiem Markiewiczem i z profesorem Grzegorzem Kowalskim, promotorem tej pracy dyplomowej. To są tak naprawdę osoby, których wypowiedź by tu coś wnosiła. To dziwne, profesor siedzi na sali i milczy, a artysta schował się w mysią dziurę i jedynie Gazeta Wyborcza była w stanie na moment go stamtąd wywabić. Na żadną dyskusję on nie wyszedł. Także ta prawicowa strona nie miała swojej szerszej reprezentacji. Na przykład kto rzucił ta farbą. Podobno CSW wie kto to był. Czemu więc nie widzieliśmy tej osoby tylko gdybaliśmy jakie były jej motywacje? 

    Oczywiście, na tym etapie, kiedy już sprawa jest w sądzie będą się wypowiadać komentatorzy, który usiłują zakopać pod dywan rzecz oczywistą, to znaczy, że praca Markiewicza od samego początku miała dwie interpretacje. Albo adoracja w znaczeniu cielesnego, sensualnego uwielbienia wizerunku Boga, albo bluźnierstwo z tych samych powodów. Komentatorzy usiłują obecnie zarysowywać taką sytuację, jakoby wszyscy śwatli od dawna wiedzieli że profanacji nie było, a ty jedynie niedouczony ciemnaku się oburzasz. Te manewry rzeczywiście są mocne i idą one wbrew niektórym pierwotnym wypowiedziom artysty, a także jego profesora. Oni wiedzieli że robią coś kontrowersyjnego, prowokacyjnego. Nie mówmy że nie wiedzieli, bo to normalnie nie jest prawda. Ciekawe, że to w imię wolności artysty jest taka sytuacja że on milczy, a wypowiada się za niego krytyk.

    Artysta który także i później przekraczał normy moralne ma być niby obecnie jakimś subtelnym ewangelizatorem niezrozumianym przez ciemnogród. Ona sam zaś nie jest dopuszczany do głosu, bo mógłby nieostrożną wypowiedzią pokazać swoje prawdziwe oblicze. Ja bym zaś z chęcią chciała go poprowokować do takiej właśnie spontanicznej wypowiedzi. Mogłaby ona jednak obrócić w ruinę starania makijażystów dlatego do niej nie dojdzie.

  4. Kluczowa zaś wydaje mi się wypowiedź prawnika, który w końcu nie wytrzymał jak Iwo po raz kolejny mówił o zniszczeniu dzieła sztuki i rzeczowo przypomniał że mówimy jedynie o tym że ktoś farbą zamazał ścianę. Czyli ten wylew emocji, w sumie skierowany globalnie przeciwko Kościołowi na dodatek wylany osobiście na mnie, który tam zaprezentowano, był przejawem chyba jakiejś walki duchowej.

    Moja odpowiedź na pytanie: Kto jest Panem? Rzeczywiście Jezus jest Panem. Bo o to tu idzie, czy istnieje przestrzeń neutralna wobec dobra i zła (czy dobrze pamiętam że Nietzsche kombinował coś z tym że mają być osoby (artyści) ”Poza dobrem i złem” i chyba historia już pokazała ze nic z tego dobrego nie wynika). Taka przestrzeń wyjęta spod wszelkiego prawa, jakby tamta strona chciała, nie istnieje i tam wyraźnie nawet prawnik to powiedział.

    Maria Patynowska 

    P.S Jeżeli za kogoś się trzeba modlić to za pana Fabiana dyrektora CSW, jest teraz mocno atakowany za to, że nie przedłużył wystawy. Człowiek ten uczynił właściwie i zrobiło to na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Spostrzegam, że jest tam jakaś niezła szarpanina w tym CSW, ale jeżeli po którejś stronie staje moja sympatia, to jest to zdecydowanie po stronie włoskiego kuratora i krytyka sztuki Fabio Cavallucciego, a nie tych którzy teraz robią z niego wroga Bożka Sztuki, grzesznika przeciwko Wszechmocnemu Artyście Poza Dobrem i Złem.

    fronda.pl

Odbiór sztuki nie zależy od edukacji

Nawet przeciwnie, filtr wiedzy przeszkadza, dla tego przed oglądaniem wystawy nic o niej nie czytam.

 

W Centrum Sztuki Współczesnej trwają czwartkowe debaty o sztuce. Na pierwszej byłam i to czynnie, na drugiej nie byłam, bo byłabym tylko biernie wobec wyłącznie lewicowych i miażdżących dyskutantów. Na tę trzecią, które była wczoraj chętnie bym poszła, niemniej mogłam oglądać tylko life-streaming.

 

Takie dyskusje z natury są wielowątkowe. Także i ta zawierała obowiązkową żonglerkę słowami „dialog”, „kultura”, „edukacja”, a także „religia” i „kultura”. Przyznam że zawsze nieco przysypiam kiedy o kulturze mówią filozofowie i teoretycy. Niemniej wyraźnie się ożywiłam kiedy do mikrofonu został dopuszczony prof. Grzegorz Kowalski – rzeźbiarz, performer, twórca instalacji, pedagog, eseista i krytyk sztuki, twórca słynnej „Kowalni”, pracowni ASP w której powstała praca Jacka Markiewicza „Adoracja”. Jego wypowiedź trwająca chyba jedną dwudziestą tego czasu jaki zajęły wywody filozofów już w zapowiedzi miała sprowadzić dyskusję na poziom konkretu. Czuję że to mam wspólnego z Panem Profesorem że lubię mówić o konkretach. Jeżeli by więc ktoś szukał pierwszych wniosków o czym lubią rozmawiać historycy sztuki z prawicowych portali i jak wywołać z nimi dialog w CSW, odpowiadam, że zainteresować ich konkretami.

 

Life-steaming poszedł w eter, więc nie mam jak dokładnie zacytować, nieco też poprzestawiam w kolejności wątki z wypowiedzi Pana Profesora, który powiedział moim zdaniem rzecz najistotniejszą dla obecnego tematu sztuka a edukacja. Zdegradował edukację krytyka na korzyść samej sztuki. To znaczy powiedział, że kiedy wchodzi na galerię i dzieło nie porusza jego uczuć, natomiast widzi on na ścianie towarzyszący dziełu długi opis, to pomija jedno i drugie. To ciekawa wypowiedź, daje mi ona nieco odwagi przyznać się, że ja też tak robię.

 

Zastanowię się teraz nad tym co zachodzi we mnie w galerii sztuki (każdej, nie tylko współczesnej). Mianowicie zwiedzając je staram się (a nie jest to łatwe przy posiadaniu już pewnej wiedzy) zwiedzać będąc kompletnym ignorantem wobec tego co napisali przede mną krytycy. Pierwsze (co nie znaczy ze ostatnie) zwiedzanie robię kompletnie bez czytania co inni napisali. Nie czytam też nazwisk. A już na pewno nie wypożyczam takich urządzeń ze słuchawkami, które mówią mi co mam zobaczyć. Po prostu sama od podstaw szukam znaczeń i wrażeń. Jestem więc taką poszukiwaczką wrażeń. Moja wiara czy niewiara ma tu mało do rzeczy. Jestem konsumentem sztuki.

 

Dalej, jeżeli napotkam na dobre dzieło sztuki, to ono jest w stanie, może gdzieś z głębi sali emocjonalnie mnie dosięgnąć. Tak, że ja już przy pierwszym okrążeniu wystawy je zauważę. Ono spowoduje takie, jak by to nazwać, emocjonalne szarpnięcie. I ciekawe, dotyczy to też sztuki dawnej. Zadziwiłam kiedyś kogoś że potrafię w ten sposób zwęszyć pośród współczesnych kopii oryginalne dzieło sztuki z dalekiego wschodu, na którym kompletnie się nie znam. Po prostu widok tego obiektu dał takiego emocjonalnego kopa. Jakoś wyczułam w nim prawdę pośród fałszu reszty ekspozycji.

 

Podobnie jest ze sztuką współczesną. Można śmiało powiedzieć, ze sztuka współczesna wybitnie nadaje się do tego typu odbioru. Dla tego pełni ona rolę w aktualnym poszukiwaniu prawdy. Zauważył to jeden z twórców współczesności Wasyl Kandinsky* formułując w dziele „o duchowości w sztuce” „zasadę wewnętrznej konieczności”. Jego zdaniem dobre dzieło sztuki abstrakcyjnej jest zrozumiałe dla każdego, ponieważ ta „wewnętrzna konieczność” jest wewnętrznie odczuwalna zarówno dla wykształconego jak i dla prostaka. Skoro artysta wykonując dzieło kierował się szczerością tej konieczności, ja będę w stanie to rozpoznać. Nie znam się zbytnio na malarstwie Kandinskiego ale w Kunst Museum w Kolonii miała wielką frajdę oglądając akwarele. Możliwe jednak że jeżlei dzieła ze szczerością nie miałyby nic mało wspólnego i wyjdę z galerii nie poruszona niczym. Na pewno jednak nie można zaczynać od tekstów, to psuje cały odbiór. To znaczy ja te tesksty jak już muszę, np. żeby samemu coś napisać, albo pobełkotać z o sztuce z przyjacielem, przeczytam. Ale nie potrzebuję tego dla własnego odbioru sztuki.

 

Tutaj powiem że chodzę na wystawy sztuki najnowszej, sama dla siebie, bo służbowo już dawno nie muszę tego robić. Chodzę właśnie w poszukiwaniu emocjonalnych wrażeń. To mnie na pewno różni od wielu prawicowych kolegów, którzy od razu by powiedzieli „ja nie uznaję tego za sztukę”. Ja potrafię z tego czerpać dla swojego zbudowania, ponieważ dobre dzieło sztuki współczesnej (podobnie jak dobre dzieła poprzednich wszystkich epok), powoduje taki wstrząs, co może Grecy nazywali katharsis, oczyszczeniem. Prawicowy katol zatem może chcieć jakiegoś ożywienia od sztuki, którą wielu pochopnie nazwie lewicową.Sztuka nie jest ani prawicowa ani lewicowa, sztuka jest dobra lub zła. Zła sztuka pozostawia nas obojętnymi, dobra nas porusza. Jeżeli jest sztuka dobra to ona prowadzi do dobra, nawet jeżeli okrętną drogą. Dobrą sztukę instynktownie poznajemy.

 

Ta okrętna droga to właśnie niekiedy wrażenie bycia zaszokowanym. Metodę sztuki współczesnej zastosowała też kiedyś Fronda w akcji „dziewczyny czekają 24h” robiąc ulotki podobne do reklam prostytutek, a tam po chwili małym druczkiem można było przeczytać „czekają 24h na twoją modlitwę”. Był więc szok, ale też była ewangelizacja. Czyli za szokiem szła prawidłowa treść. Szok był jedynie narzędziem otwarcia emocji, otwarcia na logiczny przekaz. Dialog współczesnych metod happenerskich widzę właśnie tutaj. Są to wyłącznie metody. Możemy jest także sami zastosować do dobra,. Jak każde narzędzie. 

Mam wrażenie że to jest właśnie metoda działania prac z Kowalni, że one bez wątpienia są odróżnialne od innych, nie sposób jest tego nie zauważyć. Czy było coś wyraźniejszego w powszechnym odbiorze sztuki współcxzesnej niż Katarzyna Kozyra, czy Paweł Althamer? Oni nadal są jakby symbolami współczesności, bardzo trudno ich przeskoczyć. Także praca Markiewicza jest takim bardzo silnym i agresywnym czymś, chociaż tę agresję zdobywa w dość tani sposób, poprzez zderzenie obiektu sacrum z faktem nagości. Zderzeniem oficjalności z intymnością. Szokowanie jest tu metodą tego pierwszego ciosu. Ale co dalej? W sumie jednak nie uważam tego dzieła sztuki za dobre, choć jest ono mocne, bo ono poza daniem mi tego pierwszego ciosu, nie prowadzi mnie nigdzie dalej. Jest to dla mnie tylko pusty szok, nic więcej. Co się dzieje kiedy oglądam Markiewicza? Myślę że jest to profanacja. Taki jest mój spontaniczny odruch, bo ja to dzieło filtruję przez własne uwarunkowania. To że ja nagość pojmuję jako coś odrębnego od krucyfiksu, jest bardzo głęboko we mnie uwarunkowane. Czy ten mój odruch jest zły? Jest to dobry odruch jak każdy inny. Stąd wdzięczna jestem panu Profesorowi za to wspomnienie, że praca Markiewicza miała od początku te dwie interpretacje. Jedni uważali że jest to profanacja (wspomniano o rzeźbiarzach z ASP którzy byli oburzeni, inni rzeźbiarze), także w środowisku Muzeum Narodowego, wielu historyków sztuki w kuluarach uważa, że jest to profanacja. Może wielu milczało bo nie chciało okazać chęci cenzury, ale wielu też mówi to głośno. Można by próbować ich ofuknąć „czemu myślicie jak Polacy”. No bo my jesteśmy Polacy.

 

Niektórzy zaś (ci mają zupełnie inne uwarunkowania niż ja, np. zupełnie inaczej traktują nagość) uważają że jest to Adoracja. Ja sobie tego nie wyobrażam, ale nie mogę też zanegować ich reakcji. Oni po prostu zupełnie co innego myślą widząc krucyfiks (nie akceptują go) a co innego myślą widząc nagość (akceptują).

 

Do czego dążę. Iwo Zmyślony podczas pierwszej dyskusji zawstydzał mnie, że ja się gorszę Markiewiczem „a przecież temu dziełu towarzyszą teksty”. Jak to sobie Krytyk wyobraża? Ja bym miała najpierw jakoś zacierać spontaniczność swojej reakcji czytaniem wywodów jakieś nie przymierzając krytyka? Miałabym się nastawiać, że mój odbiór ma być inny od tego mojego spontanicznego? Jeżeli dzieło samo mnie nie naprowadza na taki wniosek, że jest to Adoracja, to jest to po prostu bełkotliwe dzieło. To nie we mnie jest problem (że się wyłącznie gorszę), tylko w dziele które poprzez to zgorszenie powinno mnie emocjonalnie wyprowadzić do wniosku że jest to Adoracja jak w tytule.

 

Także ludzie przychodzący na wystawę mają prawo do tej spontanicznej reakcji. Nie wykluczone że ich tak to boli i bulwersuje , że prowadzi ich właśnie do zniszczenia. Co by można osiągnąć edukacją? Najwyżej powierzchowną grzeczność, konformistyczną obojętność na poruszanie naszymi uczuciami. Nie reaguj, bo ty w państwowej galerii jesteś. A to o to chodzi w sztuce współczesnej abyśmy obojętnieli emocjonalnie i tylko ciągle zerkali lękliwie do tekstów? Tak wytrzyma robić człowiek bez własnych oczu, nie patrzący, szukający tylko cudzej opinii. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jesteśmy z powrotem w XIX wiecznym akademizmie, gdzie żeby zrozumieć obraz i ocenić czy jest dobry muszę znać mitologię i mieć różne wtajemniczenia.

.

Adoracja Markiewicza jest przykładem kulawego dzieła bezradnego, do którego krytyk musi dorobić ideologię. Jest to coś do czego dorobiono przyjajmniej trzy ideologie, a wypowiedzi samego artysty są sprzeczne, gdyż sam nie wie co chciał przez to powiedzieć. 

 

 ———————–

 

Trzecia debata z cyklu „Sztuka a demokracja” dotyczy(ła) roli edukacji we współczesnym procesie kulturotwórczym oraz związanej z nią współpracy między artystami i publicznością. Punktem wyjścia dla spotkania są ostatnie wydarzenia związane z próbami ograniczenia wolności artystycznej w naszym kraju, zwłaszcza w polu sztuk wizualnych. Dlaczego sztuka współczesna wywołuje tak silne emocje? Dlaczego prowadzą one do aktów przemocy i wandalizmu? Celem debaty jest przyjrzenie się znaczeniu edukacji (w tym edukacji poprzez współpracę) w kształtowaniu postaw sprzyjających rozwojowi i odbiorowi sztuki. Czy edukacja kulturalna, z jednej strony, sztuka współpracy z drugiej, mogłyby stać się narzędziem otwierania na dialog i wzajemne zrozumienie?

Marek Goździewski – program edukacji Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski.

Łukasz Kobeszko – absolwent filozofii na UKSW; dziennikarz i publicysta; związany z Centrum Myśli Jana Pawła II.

prof. Grzegorz Kowalski – rzeźbiarz, performer, twórca instalacji, pedagog, eseista i krytyk sztuki, twórca słynnej „Kowalni”. Obecnie związany z Wydziałem Nowych Mediów warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych.

prof. Ewa Rewers – profesor filozofii i teorii kultury. Kierownik Zakładu Kultury Miasta w Instytucie Kulturoznawstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

prof. Jan Stanisław Wojciechowski – artysta, animator kultury, pedagog i kulturoznawca. Kierownik Katedry Antropologii na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

 

* Wasyl Kandinsky

http://www.atlassztuki.pl/pdf/fijalkowski1.pdf